Minął prawie miesiąc od mojej aktywności blogowo – opisowej…
To spory kawałek czasu, ale postaram się w skrócie opisać co się wtedy działo
W sumie mam tylko i wyłącznie dobre wieści…
Otóż…
Wreszcie przyszła paczka z Niemiec… Tak właściwie to bardziej ze Stanów, a dokładniej z Tajwanu…
Ale po kolei…
Jak wiecie jestem niespokojnym duchem i perfekcjonistą…
U mnie w pewnych kwestiach nie ma miejsca na kompromisy. i tak też było z moimi podróżami, a dokładniej z kwestiami sprzętowymi – czytaj – rowerem…
Fuji Touring spisywał się bardzo dobrze, jednak po dłuższym z nim czasie stwierdzić musiałem iż popełniłem błąd… Rozmiar za duży… Rower był wyraźnie większy niż powinien, no i przez to cięższy… A to z kolei powodowało iż duża zębatka z przodu kurzyła się, bo praktycznie nie byłem w stanie jej używać…
Za ciężko…
Zastanawiałem się z tym fantem mogę zrobić i w oko wpadł mi rower marki Surly – amerykanin
Po dłuższych dywagacjach i przemyśleniach padło na to że zamówię mniejszą ramę i przełożę większość rzeczy z Fuji
Czas…. Potrzeba było czasu….
Znalazłem sklep u zachodnich sąsiadów i zamówiłem… Wszystko dokładnie pomierzyłem, policzyłem, żeby nie było wtopy… Rozmiar 54 – idealny…
Czekałem i czekałem… Najpierw okazało się że nie ma mojego modelu na stanie, że trzeba zamówić z drugiego końca świata… trzy tygodnie…
Potem, że jednak w ogóle ich nie ma, i że mogę dostać nowy model w innym kolorze…Kolejne trzy tygodnie…
Ale cierpliwość została wynagrodzona
W końcu – w kwietniu właśnie – dotarła i można było się przymierzyć …
Trafione w 10!!
Opinie użytkowników nie kłamały – rower jeździ świetnie, jest niezwykle szybki zwrotny, no i najważniejsze… Duża zębatka z przodu wreszcie oczyściła się z kurzu
Tak więc po dwóch latach jeżdżenia znalazłem „swój rower”… Idealny pod praktycznie każdym względem, szybki, lżejszy i z możliwością załadowania go wszystkim co potrzeba na wyprawę
No i własnie tak minął ostatni miesiąc… Na próbach, testach i przyjemności z jazdy…
W majowy weekend umówiłem się z moją towarzyszką (na Mazurską przygodę) żebyśmy sprawdzili naszą formę i omówili to i owo…
I tak…
Forma jest dobra, tempo mamy dobre, jedzie się razem bardzo dobrze – a to niezwykle ważne …
Odwiedziliśmy Tyniec, Kraków – oczywiście Wawel i rynek, jak również Ojców i okolice…
Piękne trasy – średnio ok 60 km dziennie – żaden problem… Forma jest…
Nasze Mazury również już ogarnięte – trasa dokładnie ustalona, noclegi zarezerwowane – nic tylko wsiąść w pociąg i jechać do Malborka – bo tam zaczynamy…
Jest jeszcze jedna dość dobra wiadomość…
Ponieważ jednak trapiły mnie jeszcze bóle kolan – rozwiązanie podsunął mi sam los…
Któregoś razu będąc gdzieś w lasach w okolicy Tychów pojawił się znowu ból prawego kolana… Las… jakieś 30 km do domu… Średnia opcja żeby gdzieś szukać transportu…
Usiadłem pod sklepem (po wyjechaniu na asfalt oczywiście)
Zjadłem coś… Napiłem się…
Lepiej nie będzie – pomyślałem, i wsiadłszy na rower próbowałem kręcić…
Jednak dyskomfort była tak duży, że musiałem wstać z siodełka…. I zdarzył się cud
Rozciągnąłem miejsce bólu i przestało….
Mogłem dojechać do domu bez większych problemów i następnego dnia powtórzyć dystans
Czyli jakieś 60, 70 km
Teraz jeżdżę już ze spokojem, wstaję co jakiś czas – i na podjazdach – i wszystko wygląda, że jest ok.
Największą bolączkę zatem mogę chyba wykreślić z listy problemów…
Te wszystkie wydarzenia spowodowały, iż stałem się bardzo głodny kolejnych kilometrów…
Najchętniej nie zsiadałbym z roweru i jechał gdzie oczy poniosą… Kto wie… Może w tym roku sezon potrwa u mnie dłużej i poza mazurami jeszcze gdzieś wyjadę??
Nawet nie zdajecie sobie sprawy jaka zmiana może być w przyjemności z jazdy kiedy wsiądziecie na TEN rower…
Bike sizing, bike fitting – bardzo ważne dwa określenia…
Jeśli masz dobrze dopasowany rower – kilometry nie będą Cię męczyć a przyjemność z jazdy będzie większa….Oj dużo większa..
I dlatego nikt praktycznie już nie chce ze mną jeździć
50 km to minimum poniżej którego już nie schodzę a dla większości niedzielnych cyklistów to max…
No, ale dla każdego to co potrzebuje… Dla mnie rower nadal jest medytacją i odpoczynkiem…
A głód kilometrów…??
Będę nadal go karmił….