„Bo nie chodzi o to, żeby było łatwo, ale o to, żeby było WARTO…”
Takie motto przyświeca mi od jakiegoś czasu…
Każda moja przejażdżka – czy to krótka, czy dłuższa jest pod patronatem tego zdania.
Co ono oznacza?
Dla mnie znaczy ono, że zamiast wybierać wygodę i znane szlaki – coraz częściej staram się wybierać drogi, których nie znałem…
Okazuje się też, że wzdłuż dróg, którymi zwykle jeździłem są ścieżki rowerowe, które pokazują zupełnie nowe oblicze okolicy.
Ma być warto…
Ostatnio wracając do domu postanowiłem zjeżdżać wszędzie, gdzie zobaczę tabliczki na zabytki i inne ciekawe miejsca…
Fakt – trochę musiałem nadrobić, a rower lekki nie był, ale… Miejsca jakie widziałem pewnie nie zostałyby przeze mnie odkryte, gdybym jechał samochodem. A to, bo nie ma czasu, a to, bo lenistwo…
Na rowerze masz czas…
Więc zwiedzałem okolicę.
Piękne stare kościoły, przepompownie, zabytkowe dworce…
Było warto…
Mimo, że zmęczenie dawało się mocno we znaki, a nogi nie chciały podawać, jechałem powoli i z każdym kilometrem odkrywałem nowe miejsca.
Pewnie byłoby znacznie przyjemniej, gdybym jechał bez obciążenia, ale i tak było dobrze.
Jadąc bocznymi drogami można wdychać spokój jaki płynie z pól, łąk i ogrodów.
Pędząc gdzies głównymi arteriami czuć pośpiech i nerwowość.
Ta dysproporcja sprawiała, że nawet mimo tego, że bocznymi jechało się znacznie dłużej, a każdy kilometr powyżej pewnej granicy był już coraz trudniejszy, to wewnętrznie czułem, że moje akumulatory się ładują.
Ciało mówiło dość, ale duch chciał jeszcze jak najdłużej być w tym stanie…
Chyba nie da się tego zrozumieć dopóki się tego nei spróbuje, więc…
Wsiadajcie na swoje rowery i jedźcie za miasto – lasy o tej porze pachną życiem, a na bocznych mniej uczęszczanych drogach czuć świeżo koszone trawy.
Ja wkrótce wracam tam znów…