Pierwsze sto plus….
Jak uczcić swoje urodziny??
Można zorganizować imprezę, można pójść na imprezę ze znajomymi, można ten dzień spędzić na wiele możliwych sposobów…
Ja postanowiłem zrobić coś, co zapamiętam i co będzie dobrym początkiem nowego roku mojego życia…
Zaplanowałem sobie trasę nieco ponad 100 km do przejechania.. Taka wiecie… Pierwsza w sezonie…
Sprawdzian formy, determinacji i możliwości.
Wyznaczyłem trasę typowo asfaltową, założyłem cienkie koła do mojego wyprawowca i z rana mogłem wyruszać…
Trasa biegła przez Tychy, Mysłowice, Jaworzno, aż do Olkusza, i potem powrót przez Dąbrowę Górniczą, Będzin, Wojkowice i Siemianowice Śląskie…
W sumie nieco ponad 100 km…
Pierwsze kilometry zawsze są na rozkręcenie, złapanie rytmu, więc to, ze sapię i dyszę jest normalne i nie przeraża mnie to wcale a wcale 😉
Tak też było w tym przypadku…
Zastanie po zimie było odczuwalne, mimo, że trochę już zacząłem jeździć…
No, ale…
Pogoda dopisywała i kilometry zaczynały powoli uciekać z pod kół.
Dość szybko przejechałem Tychy, Mysłowice i dotarłem do Jaworzna.
Tam była przerwa na napoje.
Miałem ze sobą oczywiście dwa pełne bidony, ale jakoś szybko zaczęły wysychać.
Przystanek był „tradycyjnie” na jednej ze stacji w mieście. Pamiętam, kiedy jechałem do Krakowa na otwarcie Tour De Pologne – zatrzymywałem się również w tamtym miejscu 🙂
Po uzupełnieniu cukru, płynów i chwili odpoczynku – można ruszać dalej 🙂
Robi się powoli coraz cieplej i czuję, ze to będzie niezłe wyzwanie. Póki co jest ok, ale bezchmurne niebo zwiastuje nadchodzący upał…
Na szczęście droga prowadzi mnie w kierunku Olkusza przez lasy. Jest przyjemnie chłodno, w słuchawkach gra mi „jedynka” i wpadam na najdłuższą chyba prostą jaką kiedykolwiek jechałem 🙂
Ciągnie się i ciągnie i końca jej nie widać, ale nie narzekam, bo jest cień, więc wpadam w rytm pedałowania i nie myślę o tym, ze taka jazda jest niezwykle monotonna.
Po drodze mijam co jakiś czas innych rowerzystów – wymieniamy się pozdrowieniami i każdy z nas jedzie w swoją stronę.
Powoli docieram do półmetka trasy. Teraz nie ma odwrotu – nawet gdybym był mocno zmęczony -jakoś wrócić do domu trzeba 😉
Ale jest ok, nogi nie bolą, jedzie się dobrze, pogoda dopisuje. Świetne warunki na refleksję nad swoim „jestestwem”.
W końcu urodziny 😉
Przy 70 km zaczynam odczuwać zmęczenie.
Nie wiem czy to upał, czy brak formy, ale nie spieszę się… Dzisiaj liczy się dystans, nie czas.
Zaczynają się dodatkowo wzniesienia, więc nie są to łatwe kilometry 😉
Następny przystanek – Pogoria w Dąbrowie Górniczej…
Tam nieco dłuższy odpoczynek i chwila relaxu nad wodą.
Mimo pogody, braku jako takiego przygotowania – średnia prędkość niezła, czas jazdy dobry… Dobrze wiedzieć, że jednak pamięć mięśniowa zostaje 😉
Spokojnie, mijając kolejne wzniesienia docieram do parku Śląskiego, gdzie mogę zakończyć dzień z wynikiem 111 km 🙂
Ładnie wyszło!
Trzy jedynki na urodziny!
Zmęczony, ale całkowicie zadowolony wracam do domu świętować już nieco bardziej typowo…
Takich urodzin życzę każdemu – zdecydowanie je zapamiętacie!! 🙂