Tęskniliście?
Bo ja bardzo…
I nie mam tu na myśli tylko interakcji z Wami, ale główną moją tęsknotą było to, że nie miałem się czym z Wami dzielić… Rower stał kurząc się w pokoju, sporadycznie wychodząc ze mną na spacer… I tylko kierownicę miał spuszczoną niczym smutny pies…
Ja zresztą nie wyglądałem lepiej…
Ostatnie kilka miesięcy to była karuzela – niekoniecznie zabawna…
W kwietniu przeszedłem rehabilitację i w pełni nadziei chciałem jak najszybciej wrócić do jazdy, ale okazało się, że nie będzie tak łatwo jednak…
Po dłuższych przejażdżkach kontuzja o sobie przypominała, i to powodowało znowu stany niemalże depresyjne…
Siedząc mu i obrastając w „tłuszcz” karmiłem się myślami… Czy to kiedyś minie?
Przecież minęło ponad pół roku, ileż można…
No, ale… odpuściłem… Jak nie, to nie.
Myślałem nawet o zakupie motocykla, żeby jednak zaspokoić głód przygody.
Nadal o nim myślę, ale jednak już nieco z innym nastawieniem.
Bo wiecie co?
Głód powrócił…
Zebrałem się w sobie i postanowiłem… Spróbuję znów…
Nie byłem pełen nadziei, nie byłem entuzjastą…. Kalkulowałem na zimno… Dokąd mogę pojechać, żeby w razie „jakby co” mieć pod ręką: pociąg, autobus, cokolwiek co zwlecze mnie do domu…
Głód przygody był tak silny, że wolałem ryzykować kolejne tygodnie ewentualnego przestoju, byleby znów być w drodze…Znów poczuć wiatr na twarzy (włosów jak wiecie brak…), znów odliczać w głowie rytm…lewa, prawa, lewa, prawa… Znowu czuć, że żyję….że jestem…
Nie wiem jak to inaczej wytłumaczyć… Chyba się nie da…
To miała być krótka przejażdżka… 20, może 30 km… Tak, żeby tylko zaznaczyć swoją obecność…
Ale los spłatał mi figla… Podstępny…
Jadąc wyznaczoną przez siebie trasą zabłądziłem i dojechałem do miejsca, z którego już wiedziałem dokąd będę wystawiał się na próbę…
Ech, przewrotny ten los…Celowo puszcza mnie w maliny mówiąc – Hej, zobacz, dojechałeś już kiedyś tutaj…. Już tutaj byłeś…. Pamiętasz?
Wiesz dokąd prowadzi ta droga??
Pamiętasz jeszcze, jak smakuje spełnione marzenie?
No to pobij się teraz z myślami i przeprowadź dysputę z rozsądkiem…
Jest chłodno, pada lekki deszcz, rower masz nieco obciążony, jesteś bez kondycji, nie wiesz czy dojedziesz… i w jakim stanie…
Co Ty na to??
To mówiąc los uśmiechnął się szyderczo, bo wiedział jaka będzie moja odpowiedź…
Ty stary łotrze…
Racjonalne myślenie nie miało szans…
No to wracam smakować tego, co tak dawno temu tak mnie sponiewierało…
Kiedy ruszyłem, spokój jaki mnie ogarnął był niesamowity.
Dawno nie czułem takiej jedności ze wszystkim co mnie otaczało i ku mojemu zaskoczeniu dość szybko – mimo, że nie goniłem celowo – dojechałem do celu…
Szczerzyłem się do ludzi jak głupi jak do sera, ale gdyby oni wiedzieli jak dla mnie ważne jest to miejsce i to co się teraz wydarza, to pewnie też by to odwzajemnili
Pokręciłem się nieco po okolicy, usiadłem na ławeczce nad rzeką, odpocząłem (chociaż ku mojemu zaskoczeniu jakoś bardzo zmęczony nie byłem) i…
Decyzja…jechać dalej, czy wracać?
Tutaj już mój głód – niczym za dotknięciem magicznej różdżki – odpuścił…
Najadłem się… Mogę spokojnie wracać…
Pogoda robiła się coraz gorsza, a pamiętając co było ostatnio – jakoś nie uśmiechało mi się pedałować w strugach deszczu…
Najedzony (dosłownie i w przenośni) wyruszyłem powoli z powrotem.
W uszach śpiewało radio, więc umysł był zajęty słuchaniem hitów i audycji, i tylko co jakiś czas w mojej głowie pojawiało się liczenie – lewa, prawa, lewa, prawa…
W strugach deszczu dotarłem z powrotem…
Przemoczony, ale… cały!!
Bez żadnych uszkodzeń i bólu po drodze – toć to szok!
Tak przedziwnej mieszanki – zmarznięcia i euforii nie czułem dawno…oj bardzo dawno.
Dwa dni później rozsądek się odezwał… Ej… Ale sprawdź czy aby na pewno wszystko jest ok… Bo wiesz… To, że się nic nie odezwało z kolanami wtedy, to nie znaczy, że się nie odezwie …
No dobra…. Podejmuję rękawice.
Szybka decyzja, i trasa około 70km.
Było w lesie, na trasie, z górki i pod górkę…
NIC…
Fakt, zmieniłem sposób jazdy, ale… NIC…
A wiecie co to oznacza…?
Wracam do ćwiczeń, kolagenu i wszystkich tych rzeczy, które przestałem robić, bo straciłem wiarę…
Z rozsądkiem i rozwagą zrobię wszystko żeby nie zaprzepaścić szansy jaką teraz – tak czuję – dostaję od losu…
Wiem, że to zabrzmi górnolotnie, ale czuję jakbym narodził się na nowo
Może jednak objechanie świata będzie kiedyś w moim zasięgu??
Do zobaczenia na trasie…