Dawno mnie tu nie było, więc pomyślałem, że przypomnę o swoim istnieniu…
Powoli – dosłownie… – wracam do jeżdżenia…
Okazało się że moja kontuzja to prawdopodobnie naderwanie wiązadła bocznego i to niestety dość niewdzięczny temat do leczenia – zwłaszcza kiedy nie możesz tego „wyleżeć” i codziennie przemieszczanie się i jazda samochodem nie przyśpiesza tego procesu…
Ale są i dobre wieści – jeśli faktycznie uszkodziłem tylko to – bo diagnozę postawiłem sobie sam
To wcześniej czy później się zagoję…
Dlaczego sam stawiam sobie diagnozy zapytacie?
Ano dlatego że przez kilka lat pracowałem jako masażysta i znam nieco anatomię.
Problem z diagnozą polegał na tym, że trudno było zlokalizować źródło bólu…
Ponieważ w codziennym funkcjonowaniu nie dawało to wielu objawów, a na rower nie wsiadałem dość długo – to trudno było odnaleźć „chochlika”…
Dzisiaj postanowiłem po raz kolejny sprawdzić swoje siły na dwóch kółkach…
Efekt?
21 kilometrów!! Normalnie szok!!
Zwykle przy takim dystansie dopiero zaczynałem jazdę a kończyłem rozgrzewkę, ale biorąc pod uwagę moją kondycję i zdrowie – nie jest źle…
Oczywiście kolano dało o sobie znać, ale… Po pierwsze później niż dotychczas – to dobry znak…
Po drugie – ból nie był już tak silny jak wcześniej i podczas jazdy bez obciążeń – prawie nie występował…
Wymacałem, pouciskałem i mogłem zasiąść dziś przed atlasem anatomicznym i poszukać źródła…
Zatem moi drodzy – teraz czas na porządną rehabilitację – liczę, że obejdzie się bez zabiegów operacyjnych
Biorę się do okładów, i regeneracji wiązadeł – dla pewności dbać będę o oba kolana – a co!
Trzymajcie kciuki – dzisiaj – mimo odezwania się „Chochlika” dobrze mi się jechało – brakowało mi tego bardzo … Oj bardzo…
Słuchawki na uszach – nastrajałem się słuchając hiszpańskiej stacji radiowej
To uczucie, że Twoje ciało pracuje i jednocześnie jest Ci wdzięczne za to, ze każesz mu się ruszać – niezastąpione…
Dodatkowo pogoda dzisiaj była wręcz wymarzona – ciepło (4 stopnie), bez wiatru i piękne słońce… No czego chcieć więcej??
Z optymizmem patrzę w przyszłość i na następną wyprawę – może nawet krótką – biorę aparat
Udanego weekendu Wam życzę i pamiętajcie – nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być lepiej…